Historia pewnej milości
Pośród
łąk i lasów w małym domku pamiętającym lata 50 żyła zielarka,
Jadwiga. Kobieta miała 60 lat, mieszkała z 90-letnią,ale z bardzo
sprawną umysłowo mamą. Kobieta nie założyła rodziny. Całe życie
poświęciła obserwacji przyrody, zbieraniu ziół, sporządzaniu
leczniczych wywarów i odwarów, pomaganiu chorym ludziom oraz
dzikim, domowym i gospodarskim zwierzętom. Nie brała dużo za
pomoc, a od biednych nic. Ludzie przynosili jej warzywa i owoce,
jaja, sery własnej produkcji. Kobieta miała dobre podejście do
zwierząt i dzieci.
Na
początku wakacji Renia, matka 8-letniego Jacka i 10-letniej Wioli
poprosiła ją, by pomogła odciągnąć dzieci od smartfonów,
Jadwiga spytała kiedy wstają.
-O
9.00 – odparła kobieta
-Niech
przyjdą do mnie o 10 – powiedziała Jadzia
Na
drugi dzień o 10 Renia przyprowadziła swoje dzieci, jej 2 koleżanki
swoje. Razem było 5 dzieci. Jacek, Wiola, 9-letnie bliźniaki Franio
i Frania oraz 12 letni Olek. Jadzia poprosiła, by zostawić
dzieci, kiedy matki poszły powiedziała do zebranej gromadki.
-Poprosiłam
byście przyszli, ponieważ jestem starsza, nie mam tyle sił co
kiedyś, a trzeba pozbierać truskawki, jesteście młodzi, zdrowi,
mam do Was zaufanie, że nic nie zniszczycie, proszę pomóżcie mi
zebrać owoce, kto nazbiera i obierze z szypułek najwięcej ten
dostanie nagrodę. Możecie jeść owoce podczas zbierania.
Dzieci
poczuły się dorosłe, powszechnie lubiana i szanowana osoba prosi
je o pomoc i okazuje zaufanie. To zmotywowało do pracy. Kiedy dzieci
najpierw zbierały do koszyczków, potem obierały z szypułek
truskawki, Jadzia upiekła jagodowe babeczki. Kiedy obejrzała ich
pracę uznała, że wszyscy pracowali tak samo dobrze, więc każdy
dostał babeczkę. Mamy odebrały dzieci, a kobieta zajęła się
przetworami z truskawek. Na drugi dzień dzieci zajęły się
malinami, a nagrodą było ciasto z truskawkami, potem kolejnymi
dojrzałymi truskawkami, dostały po słoikach malinowego dżemu, który
był lepszy niż ze sklepu. 4 dnia zbierały porzeczki, potem jeżyny,
za każdym razem dostawały coś dobrego. Wieczorami dzieci
rozmawiały tylko o Jadzi, jej kocie Mrusiu, psie Biszkopcie i
o pierwszej odpowiedzialnej pracy. W sierpniu dzieci były opalone, ich
mamy dostały słoiki z przetworami oraz darmowe porady zielarskie.
Gdy
skończyły się maliny, jeżyny, porzeczki i agrest dzieci były
smutne. Kiedy mamy odbierały dzieci ostatni raz, Ania mama Olka
spytała
-Kolega
mojego taty ma dziwną chorobę, lekarze nie wiedzą co mu jest, nie
chciałaby pani się temu przyjrzeć?
-Mogę,
choćby jutro-odparła Jadwiga
Juliusz
40 lat przepracował jako ogrodnik, kochał swoją pracę, poświęcił
jej całe życie, nie założył rodziny, praca ogrodnika wymaga
poświęceń. Różne są parki i ogrody, nigdy nie ustali się czasu
pracy, czasem trzeba skończyć prace porządkowe i zostać po
godzinach, żeby zdążyć przed następnym zleceniem.
Kiedy
Julek przeszedł na emeryturę i zdążył odpocząć pojawiły się
zmiany skórne, najpierw pokrzywka, potem ranki, potem strupki.
Lekarze nie wiedzieli co mu jest, podejrzewali alergię na każdy
możliwy czynnik, ale ani eliminacje pokarmów ani leki nie pomagały.
Antybiogramy nic nie wykazały, jego skórna flora bakteryjna była
normalna. Leki i diety osłabiły go, więc z nich zrezygnował.
Jednak na skórze zaczęły pojawiać się rany. Kiedy w sierpniu
spotkał się z kolegami na brydżu, Marian, tata Ani powiedział mu
zielarce. Nie mając nic do stracenia Julek zdecydował się
spróbować skorzystać z jej wiedzy.
Kiedy
na drugi dzień pojechał do miejscowości Lasów, minął las
dębowo-bukowy i wjechał na łąki poprzecinane zaroślami brzóz,
wierzb, kaliny, głogu, dzikich róż, jeżyn i tarnin. Las miał 11
km średnicy, a łąki były wykaszane na siano dla miejscowych hodowców bydła i trzody, tereny pagórkowate porosły krzewami. Za
pofałdowanym terenem u stóp lasu lipowego zagajniczka stał domek,
przed nim pośród malw, orlików, floksów, orlików, frezji,
liliowców, irysów, lilii w wiklinowym siedziała starsza kobieta, na
jej kolanach spał kot.
-Pani
Jadwiga-spytał Juliusz
-Córka
za domem-odparła kobieta
Jadwiga
usłyszała, że ma gościa i wyszła przed dom.
-W
czym mogę pomóc-spytała
Julek
pokazał jej ranki na przedramionach, przypominały trochę
opryszczkę.
-To
wirusowe zapalenie skóry. Istnieje wiele wirusów, ale są rośliny,
które niszczą wirusy, jak wrotycz pospolity-wskazała na dużą
roślinę z pierzastosiecznymi liśćmi i koszyczkami zebranymi w
podbaldachy-glistnik jaskółcze ziele-pokazała żółte 4-płatkowe
kwiaty z liścmi o jajowatych, karbowanych odcinkach-trzeba zrobić
napar z suszu, zalać garść suszu wrotyczu wrzątkiem, poczekać aż
się zaparzy i kąpać się w tym albo smarować rany sokiem z
glistnika.
Jadzia
dała mu lniany woreczek z wrotyczowym suszem oraz pokazała z bliska
glistnik. Samotny mężczyzna nie chciał jeszcze iść do domu.
Zaczęli rozmawiać.
-Kazała
pani pracować dzieciom w sadzie?-spytał Julek
-My
pomagaliśmy rodzicom w domu, zagrodzie, polu, opiekowaliśmy się
rodzeństwem i wyrośliśmy na odpowiedzialnych ludzi, dziś chroni
się dzieci przed życiem, wyrastają, wyprowadzają się, ale nic
nie umieją robić, jedzą gotowe dania, bo nie potrafią gotować.
Zamiast chronić dzieci przed kuchenką, trzeba pokazać im jak jej
używać, by nie zrobić sobie krzywdy-odparła kobieta
-Ja
w wieku 10 lat sam wyprowadzałem krowy na łąkę, sprowadzałem je
do domu, pomagałem grabić siano rodzicom i dziadkom-wspomniał
Juliusz
Jako
rówieśnicy spędzający młodość i dzieciństwo w podobnych
warunkach Jadzia i Julek mieli podobne zdanie na wiele tematów. Miło
im się rozmawiało. Mężczyzna zastosował się do jej rad, kąpał
się w naparze z wrotyczu, smarował ranki sokiem z glistnika, zmiany
stopniowo ustępowały, a Julek przychodziło po nowe porcje ziela
wrotyczu, zawsze wtedy rozmawiali, wspominali młodość. Bardzo
sieoboje polubili i czekali na swoje spotkania, nawet, gdy Julek
całkiem wyzdrowiał, odwiedzał Jadwigę. Raz zaprosił ją do
siebie. Zachwyciła się jego ogrodem pełnym kwiatów.
-Nie
mam już siły przycinać drzew i krzewów, dlatego
kwiaty-powiedział.
Oczywiście
pełno było starych drzew i krzewów owocowych i ozdobnych,
berberysy, pigwowce, porzeczki, maliny, agrest. Jadzia pomogła mu je
przyciąć. Starsi państwo zakochali się w sobie miłością
dojrzałą. Kiedy bratanek Julka ożenił się i szukał domu dla
swojej rodziny, mężczyzna przepisał go na niego i wprowadził się
do Jadzi. Wiosną zielarka i ogrodnik wzięli ślub, jego świadkami
byli brat i bratowa, jej mama i mężczyzna, któremu wyleczyła psa z
kataru kynolowego. Ślub był w pięknym kościołku w miejscowości
Jadwigi. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie w pełnym miłości i
spokoju domu.
Komentarze
Prześlij komentarz