Najpiękniejsze wakacje
Marzena martwiła się o swoje dzieci, 14-letnie bliźniaki Jadzię i Maćka, nie interesowało je nic poza komputerem, telefonami, Maćka jeszcze gry interesowały. Zdalna szkoła nie pomagała im zerwać z nałogiem. Na szczęście zaczęły się wakacje, rodzina nie chciała wyjechać nad morze ani w góry, ale Marzena postanowiła odwiedzić rodziców mieszkających pod lasem. Marzena z mężem Jędrkiem zwieli zaległe urlopy spakowali kota do transportera, psa na smycz, dzieci do samochodu i pojechali 150 km do rodzinnego domu kobiety. Już w połowie drogi zaczęły się lasy, zniknął zasięg Dzieci zaczęły marudzić.
Popatrzcie za okno-powiedział Jędrek
Tam są tylko drzewa-odparła Jadzia
To stary las bukowo-dębowy z domieszką lipy. Żyją tu dzięciołki, gile, krętogłowy, rudziki, puszczyki-powiedziała Marzena
Dzieci marudziły, więc mama opowiedziała im o lokalnych zwierzętach i roślinach. Po 1,5 godzinie zajechali do małej wiejskiej chatki na skraju lasu, obok biegał kundelek, na oknie siedziały dorodne kocurki. Babcia Zosia przywitała ich już na podwórku, na podwieczorek rodzina zjadła domowe ciasto z wiśniami, na kolację upieczony przez babcię chlebek z czarnuszką, owoce wiśnie, czereśnie, truskawki. Potem dziadek Zdzisiek poprosił maćka, by pomógł mu zagonić do chlewa krowę, Krasulę. Rano babcia poprosiła Jadzię o pomoc w jej wydojeniu. Dziewczyna się bała.
-Nie bój się krowa jest spokojna-powiedziała babcia, najpierw szło Jadzi źle, potem coraz lepiej. Po wydojeniu krowy, maciek z dziadkiem wyprowadzili ja na łąkę, potem dzieci dostały zadanie zebranie czerwonych porzeczek, kiedy już je zebrały miały je odszypułkować. W tym czasie babcia z mamą umyły słoiki i wszystkie trzy, razem z Jadzią robiły dżemy. Na drugi dzień tak samo, tylko trzeba było zebrać białe porzeczki, na trzeci czarne. Czwartego dnia dojrzały maliny. Dzieci pomagały także zbierać wiśnie i czereśnie. Kiedy zebrano owoce dziadek zabrał dzieci w zarośla, na których rosły dzikie wiśnie, czereśnie, mirabelki.
-Wiesz co dziadku? Twoje owoce i te dzikie są o wiele lepsze niż te sklepu, są słodkie jak cukierki-powiedział Maciek
-No widzisz wnusiu, teraz wszędzie chemia, owoce sprowadza się z daleka, a nasze są zdrowe, niepryskane, rosną w tym miejscu od lat-odparł dziadek-chcecie zobaczyć jak robię masło, śmietanę i ser?-zapytał
-Tak odparły dzieci
Po narwaniu pełnych koszyków owoców wrócili do domu, tam dziadek zebrał śmietanę z powierzchni mleka, część zlał do słoików, część wlał do maselnicy, pokazał dzieciom jak ubijać masło. Jadzia i Maciek ubijali na zmianę z dziadkiem. Potem dziadek wlał wrzątek do kwaśnego mleka wytrącił się ser, który opadł na dno beczki
-tak robi się sery-powiedział
-jak to bez podpuszczki?-spytała Jadzia
-podpuszczkę daję się do długotrwałych serów, nasze trzeba szybko zjeść-odparł dziadek, potem odcisnął przez szmatkę serwatkę do beczki-idźcie do warzywnika po pomidory-poprosił
Dzieci chciały iść do sklepu warzywniaka
-nie chodźcie-poprosiła babcia i zaprowadziła ich do ogródka warzywnego, gdzie rosły pomidory, ogórki, papryka, sałata, cebula, selery, pory, marchew i wybrała dorodne pomidory i cebulki. Na kolację był dobry twarożek.
Na drugi dzień padało, więc babcia zagoniła dzieci do pieczenia chleba, musiały pomóc jej w wyrobieniu ciasta i przygotowaniu nowego zakwasu. Po za tym dzieci bawiły się z psem i kotami. Następnego dnia Maciek musiał wyrzucić obornik spod Krasuli, a Jadzia poszła z babcią na targ, gdzie kupiły składniki na gołąbki, które potem razem robiły. Kiedy dzieci pomagały w sadzie i kuchni, Jędrek narąbał drewna i wniósł węgiel do piwnicy. Potem młodsi pomagali starszym w plewieniu ogródka, zbieraniu jabłek i gruszek, zbieraniu malin i leśnych jagód. Babcia nauczyła Jadzię jak wyglądają aksamitki, floksy, frezje, mieczyki, bo dziewczyna znała tylko malwy, dziadek pokazał wnukom jak wyglądają i śpiewają dzięcioły, rudziki, krętogłowy, lelki, sójki, szpaki, kosy, gile, strzyżyki, na łąkach pokazał im strzygły, skowronki, dzwońce. Pod domem w krzakach drzewkach owocowych gniazdowały grzywacze, a na strychu jaskółki dymówki, które co chwila karmiły pisklęta. Rodzina piekła razem ciasta z owocami. W przerwie między pracą Marzena, babcia Zosia i Jadzia opalały się przed domem, a wszyscy chodzili szukać tropów saren, jeleni, lisów. Nikt ani nie pomyślał o telefonie ani internecie. To były najpiękniejsze wakacje. Wszyscy dożywili się domowym jedzeniem z przewagą warzyw i owoców, opalili się jakby byli na egzotycznych wakacjach, wyrobili mięśnie i mieli dużo ruchu na świeżym powietrzu, w międzyczasie odwiedzali ich sąsiedzi, głównie starsi ludzie, którzy opowiadali jak dawniej wyglądało życie. Gdy trzeba było wracać Jadzia płakała, ale rodzice obiecali im wyjazd do dziadków na ferie i w kolejnym roku. Dziadek już zaczął strugać sanki, które miał podbić najbliższy sąsiad, kowal.
Iwa ��Przyrodniczka... jesteś niesamowita przemiłe opowiadanie.Pozdrawiam Cię �� serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pierwszy komentarz, bardzo się cieszę, że Ci się podoba, tęsknię za czasami, kiedy rodziny robiły coś razem, nie było komputerów, w telewizji filmy oglądało się całymi rodzinami, potem o nich rozmawiało, ludzie byli razem, dzieci uczyły się obowiązków, pięknego weekendu :)
UsuńIwuniu piekne opowiadanie, jestem pod wrażeniem, masz wyobraźnię wspaniałą.. Aby jak najwięcej takich cudów.. A o duchach masz coś?
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa :) Na razie nie, ale coś wymyślę :) Pięknego tygodnia :)
Usuń